09/06/2014

Jean Michel Jarre - wywiad przed koncertami w Polsce (2010)


 14.11.2010

 Roland Bury 24 października 2010



Jean-Michel Jarre (ur. 1948) - kompozytor muzyki elektronicznej. Jest uważany za pioniera muzyki elektronicznej i organizatora koncertów-przedstawień z wykorzystaniem reflektorów, laserów i fajerwerków. 
Występy cieszą się wielką popularnością i Jarre kilkakrotnie ustanawiał nowe rekordy Guinnessa jeśli chodzi o liczbę widzów. 
Na koncert w Moskwie w 1997 przybyło aż 3,5 miliona ludzi. 
Od jego nazwiska została nazwana jedna z planetoid - 4422 Jarre.

            

Roland Bury: Podczas swojego ostatniego koncertu w Polsce (1. marca w Katowickim Spodku) wykonałeś jeden nowy utwór. Czy to zapowiedź Twojej nowej płyty?

- Jean Michel Jarre: I tak, i nie. To był rodzaj pewnego eksperymentu muzycznego, pewnej improwizacji. Jest to także część pewnego większego projektu. Nie mogę dziś powiedzieć czy właśnie ten utwór trafi na nową płytę. Po prostu tego jeszcze nie wiem.

Nowy album - jak to jest, czy w pewnym momencie siadasz i decydujesz, że już pora nagrać nową płytę, że masz już w głowie tyle pomysłów, muzyki, że nadszedł czas? Czy może po prostu przychodzi to samo i nagle okazuje się, że z kolejnej wizyty w studio wyszła nowa płyta?

- To bardziej skomplikowana sprawa. Ostatni rok był dla mnie bardzo trudno. Umarł mój tata, potem moja mama i wydawca. W krótkim czasie straciłem trzy bliskie mi osoby. Byłem w takim stanie, że nie potrafiłem zakończyć wielu spraw, które miałem rozpoczęte w ostatnich kilku latach. Wtedy planowałem wydać album w bieżącym 2010 roku, ale ostatni rok trochę zweryfikował moje plany. W chwili obecnej czuję że jestem już gotowy. Myślę, że każdy muzyk na początku kariery (ja zresztą też) zakłada, że każdy kolejny album będzie całkowicie nowy, kompletnie inny od poprzedniego ale potrzeba czasu by przekonać się, że jeśli ma się coś do powiedzenia, jakąś jedną myśl przewodnią to rozwijasz ją przez całe swoje życie. I wtedy dystans czasowy nie ma najmniejszego znaczenia. To oczywiście jest niebezpieczne, bo bardzo łatwo może to przerodzić się w obsesje. Często powtarzam młodym muzykom, że jeśli ich życie jest szczęśliwe i są z niego zadowoleni, to by nie zostawali muzykami, by nie byli artystami. Bo jak się ma coś do przekazania, to zaczyna być to obsesją – gdziekolwiek jesteś, ilekolwiek miałbyś lat. I dopóki starcza ci siły i zdrowia nie spoczniesz. Oczywiście w pewnym sensie jest to przyjemne. Weźmy takiego Polańskiego ma prawie 80 lat a wciąż opowiada tę samą historie – o człowieku wmanipulowanym w okoliczności, które go przerastają i z którymi nie bardzo sobie daje rade – tak jak w jego ostatnim filmie „Autor Widmo”. Zresztą już teraz zapowiedział, że w następnym roku zaczyna pracę nad kolejnym filmem. Artyści maja takie nienasycone pożądanie głoszenia swojej idei, i to przez całe swoje życie.

Wspomniałeś że w przeciągu roku straciłeś trzy bliskie Ci osoby. Czy komponowanie i granie jest dla ciebie pewnym rodzajem terapii, pewną ucieczką od tego smutku?

- W pewnym sensie tak. Ale to wszystko jest bardzo dziwne. Kiedy umarł mój tata nie byłem w stanie napisać choćby jednej nuty, prawie nie mogłem spać. A kiedy kilka miesięcy potem odeszła moja mama spałem niezwykle spokojnie, byłem totalnie wyciszony i spokojny – jak małe dziecko. Czułem spokój w każdej komórce mojego ciała. Czułem, że każda najmniejsza nawet komórka mojego ciała pamięta ten spokój jaki wnosiła mama w moje życie. Dziś nie wiem, czy dzięki temu muzyka którą napiszę będzie inna. Pewnie w jakimś stopniu tak, ale nie jestem tego pewny.

Skoro jesteśmy przy tworzeniu muzyki, to powiedz nam jak Jean Michel Jarre pracuje w studio. Czy nagrywasz kilka wersji tego samego utworu niemalże „live” a potem wybierasz tę najlepszą wersje? Czy może jest to żmudna praca nad każdym dźwiękiem, nad każdą ścieżką, które potem składasz w jedną całość?

- Oh, to bardzo interesujący temat. Próbuje znaleźć rozwiązanie łączące niczym niekontrolowane improwizacje na żywo, gdy autentycznie rodzi się coś nowego, innego, ciekawego, z byciem jak architekt, projektującym budynek od fundamentów po sam dach ze wszystkimi detalami. Myślę, że ideałem byłoby płynne przechodzenie z jednego sposobu w drugi.

Ostatnie Twoje płyty nie są już tak dynamiczne jak te z początku Twojej twórczości. Muzyka jest bardziej stonowana, bardziej spokojna. Czy to oznacza, że wolisz teraz taką bardziej stonowana muzykę?

- To różnie. „Teo & Tee” było muzyką prosto z parkietu tanecznego a poprzednie płyty rzeczywiście były takie jak mówisz. Wiesz kiedy patrzę w przeszłość, to chyba rzeczywiście nie interesują mnie już dynamiczne piosenki. Krótkie formy w których nie mogę zbudować nastroju, pobawić się kolorami muzyki. Lubię formy jak w tzw. rocku symfonicznym – epickie długie utwory, w których można, tak jak w muzyce symfonicznej, przejść z jednego nastroju w kompletnie inne klimaty podczas tego samego utworu. Dzięki temu mamy w jednej formie różne perspektywy na ten sam temat.

Czy to oznacza, że wolisz dłuższe formy niż krótkie piosenki?

- Trzyminutowe piosenki narodziły się w latach 50-tych bo taki był przemysł muzyczny. Single były podstawowym nośnikiem. Szafy grające oparte były tylko na singlach. Ale muzyka instrumentalna, bez słów, nie pasuje do tego formatu. Myślę, że Europa ma bardzo długie tradycje w muzyce klasycznej, która nie jest oparta na systemie współczesnego show biznesu. Pop czy rock jest tak popularny w Ameryce, bo to przede wszystkim muzyka młodego pokolenia, a społeczeństwo w Stanach wciąż jeszcze przecież jest stosunkowo młodym społeczeństwem. A muzyka elektroniczna i współczesna muzyka w prostej linii wywodzi się z muzyki klasycznej. Zresztą to właśnie tu, w Europie mamy silną scenę muzyki elektronicznej bo my wywodzimy się z tradycji długich utworów muzyki klasycznej. Długo miksujący DJ-e nie są zbyt popularni w Ameryce – to raczej nasza, europejska specjalizacja. To wynika z naszych korzeni. Oczywiste jest więc to że podobają mi się długie formy. Podobają mi się także krótsze piosenki, ale jednak w chwili obecnej nie wyobrażam sobie swojej muzyki bez dłuższych form. Przynajmniej w tym momencie.

Jak już tak rozmawiamy o muzyce, o korzeniach, to czy możesz nam powiedzieć czego Jean Michal Jarre słucha prywatnie. Nie jako guru muzyki elektronicznej, ale tak prywatnie – w domu, w samochodzie.

- To zależy od nastroju. Słucham jazzu – takich wykonawców jak Chet Baker, Miles Davis. Ale także takich artystów jak Nino Rota, tworzących muzykę do klasycznych filmów Viscontiego czy Felliniego. Czasami słucham też heavy metalu – lubię AC/DC, Metalikę. Lubię też Beatlesów. Bardzo lubię także słuchać różnego rodzaju muzyki elektronicznej. Wczoraj bardzo spodobał mi się album norweskiej grupy Röyksopp. Bardzo lubię oba albumy Underworld. Bardzo podoba mi się MOBY. Jego ostatniego albumu słuchałem naprawdę często. Wiesz słucham wszystkiego do Lady Gaga do Mahlera czy Chopina.

Porozmawiajmy teraz trochę o Twoich koncertach. Grałeś koncerty w wiele egzotycznych miejscach – pod piramidami, w zakazanym mieście w Pekinie, na pustyni, w centrum Moskwy. Czy masz jeszcze jakieś wymarzone miejsce, w którym chciałbyś zagrać koncert?

- Bardzo dużo. Podczas tego tournee odwiedzam wiele miejsc, w których jeszcze nie byłem. Wiesz ja chciałbym zagrać wszędzie. Naprawdę wszędzie! Prezentowanie muzyki tak wielu różnym ludziom jest dla mnie ogromnym przywilejem. Cały czas spełniam te marzenia. W ubiegłą sobotę (dokładnie 18 września – przyp. autor) zagrałem w Bejrucie. Zawsze marzyłem by tam zagrać bo po prostu kocham to miasto. Innym moim marzeniem jest danie koncertu na wolnym powietrzu w Krakowie i tu w Warszawie. Wiesz Gdańsk był specyficznym koncertem – na cześć Solidarności i Lecha Wałęsy. A chciałbym zaprezentować polskiej publiczności coś całkowicie innego tu w Warszawie albo Krakowie.

A jakie koncerty wolisz grać? Te wielkie widowiska na otwartym terenie, czy może raczej w mniejszych halach?

- Myślę, że to nie jest problem wyboru, że jedne są lepsze od drugich. Myślę, że koncert to swego rodzaju chemia pomiędzy widzami a tym co na scenie. I to nie ma znaczenia gdzie to jest. Wiesz teraz naprawdę cieszę się, grając więcej mniejszych koncertów, z tego, że mogę podzielić się swoją muzyką z publicznością. Zwłaszcza tu w Polsce, gdyż polska publiczność to naprawdę moja najlepsza publiczność. Bezsprzecznie moje najlepsze wspomnienia związane z występem na żywo na otwartym terenie to Gdańsk. Wiesz tam na koncercie było jedne wielkie święto. W tym wydarzeniu uczestniczyło tyle ważnych ludzi – nie tylko Ci co byli bardzo ważną częścią historii XX w., ale wielu tych, którzy osobiście, swoimi rękami, swoją postawą tę historię tworzyli. To coś absolutnie wyjątkowego. Ale także przyjęcie przez polską publiczność było naprawdę wyjątkowe. Zresztą właśnie te tournee rozpoczęło się w Polsce (1 marca w katowickim Spodku – przyp. autor) bo chciałem poczuć coś wyjątkowego co napędzi całą tę trasę i teraz kiedy znów przyjadę do Polski z pewnością będzie to dla mnie wspaniałe wydarzenie, na które już bardzo się cieszę.

No właśnie w Katowicach rozpocząłeś koncert absolutnie wyjątkowo – nigdy nikogo nie widziałem by rozpoczynał swój koncert od spaceru wśród publiczności i przywitaniu się z maksymalnie, jak to możliwe, dużą ilością ludzi. Każdemu podałeś rękę, podziękowałeś za przyjście. Czyżbyś wciąż był spragniony tego bliskiego, bezpośredniego kontaktu z publicznością?

- Od czasu do czasu rzeczywiście tak robię. Wiesz chcę pokazać wszystkim, że artysta pochodzi z publiczności, że jest jej integralną częścią, że nie przychodzi gdzieś z tyłu sceny gdzie go nie widać. To bardzo ważne dla mnie by dzielić z publicznością te misterium jakim ma być występ. Wytworzenie tej specyficznej więzi od samego początku koncertu jest dla mnie szalenie ważne. Mam nadzieję, że dla publiczności także.

Mogę Ci powiedzieć za siebie i kilku moich znajomych z którymi byłem na tym koncercie. My poczuliśmy się potraktowani wyjątkowo, jak na żadnym innym koncercie, kiedy jednemu z moich przyjaciół podziękowałeś za to że przyszedł zanim tak naprawdę cokolwiek się jeszcze zaczęło. Wiesz, w jednej chwili poczuliśmy, myślę że większość publiki też, że oto za chwilę będziemy uczestniczyć w czymś absolutnie wyjątkowym i że ten Jean Michel Jarre to naprawdę „równy gość”. Pierwszy i jedyny raz tak się poczułem zanim jeszcze koncert się rozpoczął że jesteś tu obok nas a nie punktem na scenie odległym kilkaset metrów.

- Dokładnie! Właśnie tak! To bardzo ważne!

Powinieneś więc chyba częściej to robić, bo ludzie zaczynają wtedy czuć, że nie przyszli na koncert, ale że są częścią tego koncertu. Są częścią Ciebie i tego co wydarzy się na scenie.

- Tak! Masz rację. I bardzo, bardzo dziękuję Ci za te słowa.

Spoko, to ja dziękuje za tamte przeżycia. Wspomniałeś, że podczas koncertów wykorzystujesz technikę 3D. Jak myślisz, czy to jest przyszłość koncertów? Czy właśnie tak będą wyglądać koncerty?

- Tak i nie. Nie można powiedzieć, że technologia 3D jest wymysłem naszego wieku. Sama muzyka jest trójwymiarowa. Przecież ona rozprzestrzenia się we wszystkich kierunkach. Oczywiście, teraz z punktu wizualizacji muzyki mamy do czynienia z czymś co unaocznia trójwymiarowość muzyki. Oczywiście jest to jeden ze sposobów wizualizacji muzyki, ale przecież nie jedyny. Myślę, że technologia 3D stanie się czymś wyjątkowym, ale nie będzie wykorzystywana cały czas, bo to może być męczące. To oczywiście jest jak magia, tworzenie czegoś wyjątkowego ale moim zdaniem nie jest to jedyny sposób pokazywania filmów czy koncertów w przyszłości. A wracając do koncertów to oczywiście ta technika jest częścią mojego występu, bo używam wiele efektów 3D, tych bez zakładania specjalnych okularów - takich jakie widzimy na co dzień gdy wyglądamy przez okno i widzimy drzewa, ulice, głęboką perspektywę. Staram się to odtworzyć na ekranie. To tak jak w kinie, w którym trzy wymiary były zawsze. Bardzo dobry reżyser – Christopher Nolan (jego najnowszy film to „Incepcja” z Leonardo diCaprio – przyp. autor) mówi, że nie zamierza pracować w 3D ponieważ jego praca jako twórcy filmu jest w już w 3D, bo kino zawsze dawało smak tego co my dziś nazywamy 3D i że nie ma zamiaru zakładać okularów bo kiedy ogląda film w kinie on i tak widzi go w 3D.

Podczas koncertu w Płocku większość publiczności zobaczy Cię po raz pierwszy. Czego mogą się spodziewać? I to zarówno pod względem muzycznym jak i wizualnym.

- W stosunku do Gdańska, który wiele osób widziało na żywo albo z DVD to będzie inny koncert. Tak wiele rzeczy musiało tam być przygotowane wcześniej i odtworzone z komputerów bo wiązało się to z odpowiednimi obrazami. Tym razem będzie kompletnie inaczej. Bardzo dużo improwizacji, muzyki tworzonej na żywo. Nie będzie to odtworzenie poszczególnych utworów z listy od pierwszej do ostatniej piosenki. I tym oczywiście to będzie różnić się od poprzednich moich wizyt. Oczywiście będzie można posłuchać moich najbardziej znanych utworów zagranych na tych wszystkich starych instrumentach na których były nagrywane. Myślę, że mogę obiecać też całkiem spektakularną scenografię ze światłami, laserami czy video (w tym 30 metrowej szerokości ekran – przyp. autor), które nie będzie tylko po to by pokazać artystę na scenie – to wszyscy mogą mieć gdy oglądają telewizję. Myślę że uda mi się przekazać ludziom to po co w ogóle wychodzę na scenę i co na niej robię.

Dziękuję więc bardzo za rozmowę.

- Dzięki.


Wywiad i zdjęcia uzyskalismy dzięki uprzejmości pana Rolanda Bury - dyrektora Wydziału Kultury i Sportu Urzędu Miasta Płocka. Dziękujemy.

No comments:

Post a Comment